Lightning Returns: Final Fantasy XIII - recenzja

Lightning Returns: Final Fantasy XIII - recenzja

Lightning Returns: Final Fantasy XIII - recenzja
marcindmjqtx
23.02.2014 18:34, aktualizacja: 30.12.2015 13:26

Seria Final Fantasy nie jest ostatnio w dobrej formie. Czy Square Enix wyciągnęło wnioski z poprzednich części?

Trzeba przyznać, że "trzynastka" trochę się rozwlekła, przez co na kolejną pełnoprawną odsłonę serii czekamy już blisko cztery lata. Taki cykl wydawniczy opierający się na jednej "dużej" części tworzonej raz na kilka lat i "mniejszych" grach rozgrywających się w tym samym uniwersum jest zapewne podyktowany względami biznesowymi, jednak dzięki temu twórcy mają szansę trochę poeksperymentować. Tak więc FFXIII w kwestii mechaniki było najbliższe standardowi, XIII-2 to już tylko dwie główne postacie, pokemonowe łapanie stworów i podróże w czasie, a Lightning Returns to skupienie się tylko na jednej bohaterce oraz szereg innych - niekoniecznie dobrych - zmian.

500 lat w przyszłość Akcja Lightning Returns dzieje się 500 lat po wydarzeniach opowiedzianych w "dwójce". Jednak nawet taki szmat czasu nie przeszkodził znanym już bohaterom w zachowaniu swojego naturalnego, japońskiego piękna. Dzieje się tak dlatego, ponieważ na skutek działań z poprzedniej części ludzkość stała się częściowo nieśmiertelna i przestała się starzeć. Z jednej strony to super nowina, jednak w "pakiecie promocyjnym" ludzie stracili możliwość prokreacji, a na świecie zaczął rozprzestrzeniać się Chaos, z którego wyłaniają się potwory. Na domiar złego każdy człowiek, mimo tego, że się nie starzeje, może umrzeć z każdego innego powodu (rozszarpanie przez dziką bestię jak najbardziej pasuje do kategorii "inne powody"). I tak właśnie na tej walce z energią Chaosu i ciągłym kurczeniem się populacji upłynęło ostatnie pięć wieków.

Lightning Returns: Final Fantasy XIII - System walki Do takiego niezbyt przyjemnego świata zostajemy przeniesieni wraz z Lightning, którą będziemy kierować. Naszym zadaniem nie jest - jak mogło by się wydawać - uratowanie wszystkiego co się da, lecz na polecenie boga Bhunivelze zbawienie jak największej liczby dusz, które potem będą mogły żyć w nowym, przygotowanym przez niego świecie. Żeby nie było tak łatwo, okazuje się, że do całkowitej zagłady pozostało tylko sześć dni. Czas ten jednak możemy przedłużyć wykonując zarówno główne, jak i poboczne misje dające nam Eradię - moc, dzięki której rozkwita Yggdrasil odpychający Chaos i dający nam kolejny dzień.

Muszę przyznać, że główny wątek fabularny jest mocną stroną tego tytułu (co nie znaczy jednak, że jest on jakiś wybitnie dobry). Ma swoje tajemnice, zwroty akcji i rozterki głównej bohaterki. Z drugiej jednak strony, końcowe wyjaśnienie, skąd wziął się ten cały Chaos, jest takie głupie i absurdalne, że się w głowie nie mieści. Nie można przyczepić się do samej postaci Lightning - ta ma swój jasno zarysowany cel, do którego dąży za wszelką cenę. O ile sama fabuła jest przyzwoita, o tyle towarzyszące jej dialogi niejednokrotnie budziły u mnie uśmiech politowania. Każdy dobrze kojarzy amerykański patos, czyli przykładową akcję, w której amerykański bohater na tle amerykańskiej flagi ratuje amerykańskie miasto. W Lightning Returns wygląda to tak, że postaci zawsze przy spokojnej, wręcz smutnej muzyce prawią morały o poświęceniu i miłości. Nie raz, nie dwa i nie dziesięć usłyszmy jaka to nasza misja jest trudna i ważna, ale musimy walczyć, bo ta miłość jest najważniejsza i trzeba się dla niej poświęcić... Po pewnym czasie aż się niedobrze od tego robi.

To nie wygląda na 2014 rok

Presja czasu Jak pisałem wcześniej, wykonując misje poboczne dajemy sobie dodatkowe dni do końca świata, więc wykonywanie ich jest bardzo ważne. Zadania poboczne mają trzy stopnie trudności - symbolizowane przez ilość gwiazdek - i są zróżnicowane, a niektóre nawet zazębiają się z innymi, co dodaje głębi. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie czas. Jedna minuta w grze to dwie sekundy, do naszej bazy (Arki) zostajemy przeniesieni automatycznie o 6:00 rano, a postacie z misjami niejednokrotnie możemy znaleźć tylko w określonym przedziale czasu. To wszystko sprawia, że praktycznie przez większą część gry czułem się poganiany i ciągle dusiłem przycisk odpowiadający za sprint. Czas nie leci w trakcie walk, rozmów, wizyt w menu i pobytu na Arce, jednak nie zmienia to tego negatywnego wrażenia. To nie jest Final, w którym można delektować się każdą chwilą, tylko jakaś durna czasówka!

W zdecydowanej większości misje poboczne są przeraźliwie głupie i Lightning mimo tego, że ma zbawić ludzkość, wykonuje masę prozaicznych czynności. Jedna z misji wymaga od nas przyniesieniu chłopcu (pamiętajmy, że ma on ponad 500 lat) piłki kauczukowej leżącej nieopodal. Inna osoba z kolei prosi, żeby zagonić owce do zagrody. Takie misje da się jednak jeszcze przeboleć. Gorzej jeśli trzeba znaleźć np. 4 liczby, 13 zegarów albo 3 zagubione postacie. Lokacje może nie są ogromne, ale do najmniejszych też nie należą, więc swoje trzeba się nabiegać, a czas ciągle goni. Dodatkowo każdy skończony quest to kolejne linie dialogowe o poświęceniu, miłości i o tym, jak dana postać została zainspirowana przez heroiczną postawę Lightning. Przykładowy chłopak od piłki kauczukowej zwierza się, że czeka na brata, który poszedł zabijać potwory i nie wraca od kilku dni. Już się bał, ale oddaliśmy mu zabawkę, więc on zyskał odwagę i będzie kontynuował powierzone mu zadanie (stanie w miejscu).

Ganianie owiec, wyzwanie godne zbawczyni świata

Są jeszcze misje, które zaczynają się przy Canvas of Prayers (płótno modlitw) i polegają na przyniesieniu do obsługującej to miejsce Chocoliny określonej liczby jakichś przedmiotów. Nagrody z tego są praktycznie żadne, a i nie dostajemy Eradii, więc można sobie to całkowicie odpuścić.

Jeśli zaś chodzi o lokacje, do dyspozycji dostajemy dwa spore, ale jednocześnie korytarzowe miasta Luxerion i Yusnann oraz dwa duże tereny Wildlands i Dead Dunes. Poruszamy się między nimi za pomocą pociągów, a potem możemy się do nich teleportować. Są one zróżnicowane, pełne zakamarków i na pewno miło byłoby móc je w spokoju eksplorować, ale niestety nie da się z powodu nieubłaganie lecącego czasu.

Lightning i jej wdzianka Błyskawica zyskała umiejętność skakania, wspinania się po drabinie, łapania niektórych krawędzi i zjeżdżania po rurze (takiej jak w nocnych klubach), ale opłaciła to zdolnością levelowania. Nie ma punktów doświadczenia, przeciwników zazwyczaj bardziej opłaca się ominąć niż się z nimi bić. Swoje statystyki podnosimy tylko wykonując kolejne - główne i poboczne - misje, przez co jest jeszcze większy przymus latania po świecie i wykonywania ich.

Lightning nawet na bal idzie z mieczem i tarczą

W zamian za to dostaliśmy system ubrań. Każde wdzianko ma inny wpływ na opisujące postać statystyki (siła, magia, życie oraz długość i regeneracja paska Active Time Battle odpowiadającego za wykonywanie czynności w trakcie walk), swój unikalny bonus jak np. +15% do odporności na obrażenia i podstawową umiejętność, np. Heavy Slash lvl3, której nie da się usunąć. Do ubrania musimy dobrać jeszcze miecz, tarczę, dwa dodatki i skille, tak by to wszystko miało ręce i nogi. W trakcie walki możemy mieć w jednym czasie trzy takie zestawy w zanadrzu, pomiędzy którymi możemy się szybko przełączać. Każdy set ma również swój osobny pasek ATB, regenerujący się w trakcie starć.

To, jak będzie nam się walczyć, zależy głównie od tego, jak wcześniej ustawimy sobie zestawy umiejętności. Możemy użyć samych najpotężniejszych czarów typu Firaga itp., ale jednorazowe użycie go kosztuje dużo punktów z paska ATB, który działa ciut inaczej niż w poprzednich odsłonach trylogii. Otóż nie dzieli się on na kilka kawałków, tylko ma określoną długość mierzoną w punktach (np. 120), a każdy atak ma inny koszt. Trzeba więc rozsądnie ustawiać i używać umiejętności oraz często przełączać się pomiędzy różnymi zestawami w trakcie walki, tak by można być w ciągłej gotowości bojowej. Mamy również do dyspozycji kilka punktów EP, które powoli regenerują nas po każdej potyczce, a służą np. do krótkiego zatrzymania czasu w trakcie pojedynku, co pozwala na bezkarne obijanie przeciwników. Można ich używać też w trakcie eksploracji do zatrzymania czasu na pół godziny w świecie gry lub teleportu we wcześniej odblokowane miejsce.

W jednej z lokacji podczas starć pomaga nam Chocobos

Wracając do walki. Jest dynamiczna, wymaga zręczności w trakcie (ważne jest blokowanie w odpowiednim momencie) i pomyślunku przed nią. Jedyne, co mogę jej zarzucić, to to, że nie jest tym, za co kochamy stare Finale - i z turowego jRPG-a zrobiła grę akcji. Jest to jednak najjaśniejszy punkt Lightning Returns.

Techniczne kalectwo W przeciwieństwie do warstwy technicznej, którą można określić jako dramat. Ładnie w tej grze wyglądają tylko główne postacie, przeciwnicy i niektóre mniejsze lokacje, np. wioska Moogli. Reszta jest wręcz przeraźliwie brzydka. Są też problemy z płynnością animacji. Zaczynają się one w pierwszej minucie rozgrywki, a kończą po zabiciu ostatniego bossa. Gra potrafi zgubić klatki nawet podczas rozmowy Lightning z byle jakim NPC-em. Jeśli jakaś scena zrealizowana jest na silniku gry, to możecie mieć pewność, że prędzej czy później (raczej prędzej) będzie zgrzytać. Dla porównania odpaliłem XIII i XIII-2 i tam prezentowało się to dużo lepiej i działało płynnie, a od premiery pierwszej części trylogii minęły przecież 4 lata! Nie jestem w stanie pojąć, jak można to było tak zepsuć.

Te tekstury

Smutny werdykt Lightning Returns: Final Fantasy XIII jest najgorszą częścią słabej trylogii. Co prawda fabuła jest przyzwoita, system ubrań jest dosyć ciekawy, walki nawet sprawiają przyjemność, ale mimo to nie poleciłbym tej gry nikomu.  Ta gra po prostu w założeniach jest zła i zrobiona po kosztach, tak że nawet pojedyncze dobre pomysły nie mogły jej uratować. Robienie z niej czasówki przysłania praktycznie wszystkie zalety. Jeśli jesteście ciekawi, jak skończy się historia tej ekipy, to po prostu włączcie sobie ostatnie 30 minut na YouTubie. Zaoszczędzicie sobie masy "fajnalowo patetycznych", nędznych dialogów o poświęceniu.

Sebastian Duczmal

Platformy:PS3, Xbox 360 Producent:Square Enix Wydawca:Square Enix Dystrybutor:Cenega Data premiery:14.02.2014 PEGI:16

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS3. Screeny podchodzą od redakcji.

Lightning Returns: Final Fantasy XIII (PS3)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 16 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)