Lichtspeer - recenzja. Foki na deskorolce, strudle i LSD

Lichtspeer - recenzja. Foki na deskorolce, strudle i LSD

Lichtspeer - recenzja. Foki na deskorolce, strudle i LSD
Patryk Fijałkowski
04.10.2016 15:19

Przed Wami "arkadowy symulator rzucania świetlną włócznią osadzony w starożytnej Germańskiej przyszłości".

Tak że tego. Myślę, że deweloperzy z polskiego Lichthund odwalili kawał dobrej roboty, opisując swoją grę powyższym zdaniem. Kawał spektakularnej roboty. Faktycznie wcielamy się w blondwłosego germańskiego herosa (Germonautę), który dla uciechy starożytnych bóstw musi walczyć z hordami wrogów za pomocą świetlnej włóczni.

Platformy: PC, PS4

Producent: Lichthund

Wydawca: Lichthund

Data premiery: 27.09.2016

PEGI: 16

Wymagania: Intel Core 2 Duo 2.0+ GHz; 2GB RAM; karta graficzna kompatybilna z DirectX 9+

Graliśmy na PC. Obrazki pochodzą od redakcji. Grę dostaliśmy od producenta.

A wrogowie są z najwyższej półki - Hipsterskie Lodowe Olbrzymy kroczą ramię w ramię z Pingwinami Wikingami, po piętach depczą im krwiożercze Krasnale Ogrodowe, a Wurst Zombie wszystkich wyprzedzają, zawsze na froncie, szybkie są, cholery, i irytujące. Coś tam jeszcze lata absurdalnego, coś groteskowego strzela z armaty, jakiś mag ciska zaklęcia oszałamiające, a my stajemy naprzeciw temu szaleństwu z bijącą blaskiem różową włócznią. Niezłomni. Sprężyści.Nasza rola sprowadza się do rzucania. W końcu to symulator, ustawiamy więc trajektorię pocisku, celujemy i chlast, cyklop w cyklopowych okularach przeciwsłonecznych leży, chlast, i kolejna foka spada z deskorolki w strumieniu kreskówkowej krwi. Chlast, i... pudło? Spokojnie, nic się nie stało, chyba że nie trafimy trzy razy z rzędu. Wtedy na ekranie pojawi się głowa nasrożonego germańskiego boga, by zakrzyknąć z niezadowoleniem "NEIN!" i ogłuszyć herosa na kilka sekund - często zgubnych, bo gdy tylko którykolwiek przeciwnik do nas dotrze, kończymy połamani i/lub z rozprutym brzuchem czy odgryzioną twarzą. Starożytna Germańska przyszłość nie wybacza.

Czasami z opresji wybawią nas specjalne zdolności dzielnego Germonauty. Ukryte pod klawiszami A, S i D roztroją nasz pocisk w locie, stworzą ochronny bąbel czy ześlą na wrogów świetlisty promień. Umiejętności podzielono na trzy kategorie, przed każdym poziomem możemy wybrać natomiast po jednej z każdej. Podczas odpierania fal wrogów trzeba z nich korzystać z głową, bo cooldowny są na tyle długie, że nierozważnie użyta tarcza może nas kosztować kręgosłup. I zdrowie psychiczne, bo o ile gra od samego początku jest otwarcie wymagająca, o tyle gdzieś w połowie, po trzecim bossie, zamienia się w absurdalnie ciężką absurdalną rzeźnię.

Lichtspeer podzielony jest na kilkanaście poziomów. Każdy składa się z pięciu fal - odpieramy jedną, dostajemy checkpoint, nasz bohater idzie dalej, potem zatrzymuje się i pokonuje kolejną, i tak dalej. Poszczególne fale charakteryzują się innym krajobrazem, zestawem przeciwników, ukształtowaniem terenu i dodatkami w rodzaju lasera, który trzeba dezaktywować co kilkanaście sekund. Są też, rzecz jasna, bossowie. A to Pirat Zombie, a to mechaniczny strażnik Das Zoculus z naręczem irytująco smukłych rakiet... Szefowie są zróżnicowani i klasycznie uzbrojeni w schematy, które należy rozgryźć.

Za poziomy otrzymujemy LSD. - I wszystko jasne... - myślicie teraz, patrząc na odjechane obrazki z gry. Nie do końca - nasz Germonauta jest czyściutki, wciąga tylko splendor i swąd palonych wrogów, a LSD oznacza tutaj Lichtowe Standardowe Dolary (to moje tłumaczenie, w oryginale mamy Licht Standard Denomination). Kupujemy za nie wspomniane umiejętności oraz ich ulepszenia. Prosty system skutecznie uatrakcyjnia prościutką rozgrywkę Lichtspeera.Bo to, co opisałem w powyższych akapitach, to już właściwie cała gra. Lichtspeer jest luźną, sympatyczną produkcją skąpaną w zabawnie absurdalnym klimacie i nawet przez sekundę nie próbuje być niczym innym. To w stu procentach symulator rzucania świetlistą włócznią w starożytnej Germańskiej przyszłości, a słowami kluczami powinny być tutaj "arcade", "humor", "wyzwanie", "wurst" i "noszjapierdolęznowutenpingwin!".

Tak jak wspominałem - gra jest wymagająca i oprócz reagowania z dużym refleksem, każe nam myśleć oraz planować, co się zdecydowanie chwali. Znalezienie priorytetów do odstrzelenia wśród nadciągającyh wrogów i odpowiednie użycie swoich umiejętności to często podstawa zwycięstwa. To i cierpliwość cegłówki. Bo pierwsze godziny niby mijają w przyjemnej atmosferze wzmożonego ciskania włócznią, zarabiania LSD i kupowania umiejętności, ale potem... gra z wymagającej staje się naprawdę trudna i w pakiecie nie oferuje niczego nowego. Zamiast po jakimś czasie poczuć świeżość z powodu, dajmy na to, nowych mechanizmów, dostajemy więcej tego samego tylko znacznie, znacznie trudniej. I nie każdemu może się to spodobać.Niektórych zirytuje też pewnie fakt, że podczas walk z bossami pozbawieni jesteśmy swoich umiejętności, które na normalnych poziomach stanowią naturalną broń oraz tarczę przed Germańskimi przeciwnościami losu. Wydaje się to pójściem na łatwiznę w kwestii balansowania tych ważnych starć.

Przyczepić nie można się natomiast do tego, jak twórcy odwzorowali starożytną Germańską przyszłość. Wygląda to dokładnie tak jak w źródłach historycznych - neonowe krajobrazy, jaskrawe kolory, kanciasta architektura, pingwiny w zeppelinach, kosmiczne lasery i LSD. Jest to obraz wierny, atrakcyjny i nieobciążający komputerów. A kiedy dodamy folkowe utwory w postaci elektronicznych, rave'owych hiciorów z najdalszych zakątków Germańskiego kosmosu, to już w ogóle palce lizać. Problemem może być tylko fakt, że gdy w połowie gra staje się znacznie trudniejsza i zaczynamy duuużo czasu spędzać w jednej krainie, motyw przewodni tego miejsca szybko staje się irytująco monotonny. Większa różnorodność zacnej ścieżki dźwiękowej naprawiłaby ten problem.Lichtspeer to pocieszna, dopracowana w swej prostocie gra o unikatowej atmosferze. Tylko tyle i aż tyle. Jasne, mamy jeszcze poziom trudności Rage Quit, o którym boję się nawet myśleć, a każda z misji kusi wyzwaniami nagradzanymi złotym medalem, ale jednak wciąż wrzucani jesteśmy na podobne plansze z tym samym podkładem muzycznym i tą samą prościutką mechaniką ciskania świetlistą włócznią. To, co sprawia radochę na początku, niekoniecznie musi cieszyć tak długo, jak zaplanowali to twórcy. Przydałaby się odrobinę bardziej rozbudowana rozgrywka.

Jeśli jednak nie straszne wam poczucie monotonii, nie boicie się wyzwań, nie stronicie od strudli oraz absurdalnego poczucia humoru i lubicie nieskomplikowane, trudne gry opierające się na doskonaleniu swoich wyników, to śmiało, chwytajcie Lichtspeer i ciskajcie nim we wszystko, co stanie Wam na drodze. Gra może też przydać się na lekcji historii jako interaktywna prezentacja omawianych realiów i podczas klubowych imprez jako substytut LSD. Nie mieszać z Hotline Miami i napojami energetycznymi, grozi udarem.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Juju - recenzja
Juju - recenzja
marcindmjqtx
Lips - recenzja
Lips - recenzja
marcindmjqtx
Hatred - recenzja
Hatred - recenzja
marcindmjqtx
Komentarze (0)