Hyper Light Drifter - recenzja. Gra z sercem

Hyper Light Drifter - recenzja. Gra z sercem

Hyper Light Drifter - recenzja. Gra z sercem
Maciej Kowalik
05.04.2016 15:53, aktualizacja: 08.04.2016 11:09

Ociekająca klimatem, neonowa, rozpikselowana zeldoidvania, której poziom trudności stanowi nie lada wyzwanie. Czy warto się z nią zmierzyć?

Hyper Light Drifter jest urokliwą mieszanką Zeldy, Diablo i zręcznościówek z automatów. Kierujemy bezimiennym bohaterem, który w poszukiwaniu lekarstwa na trawiącą go chorobę przemierza barwny, acz ewidentnie postapokaliptyczny świat, odkrywając jego tajemnice i zwalczając różne stwory.Spokojna eksploracja co parę kroków przerywana jest walką, która nie opiera się na monotonnym klikaniu jak w Diablo, ale wymaga refleksu i zręczności. Protagonista dysponuje bronią białą, bronią palną i umiejętnością szybkiego przemieszczania się na krótkie dystanse, dzięki czemu można mieszać style i budować kombosy. Cios mieczem, odskok, strzał, doskok, znowu cios - nieustający taniec, jak wiedźmińska szermierka w opisach Sapkowskiego albo pojedynki z Bloodborne, tyle, że w rozpikselowanym dwuwymiarze.I to zasadniczo cały Hyper Light Drifter, jeśli nie liczyć kilku ważnych elementów: stylowej grafiki, niesamowitego klimatu, świetnie zbalansowanej rozgrywki, niemej fabuły i pieczołowitego dopracowania w każdym wręcz szczególe.Strona wizualna Hyper Light Drifter jest bardzo charakterystyczna i w zasadzie nikogo nie pozostawi obojętnym: jednych od razu zachwyci, innych momentalnie zniechęci. Mnie osobiście mieszanka neonowych kolorów i pieczołowicie animowanego pixel artu kupiła od pierwszego obrazka, ale niektórym nie przypadnie ona do gustu. Choć w grze zwiedzamy różne obszary, a każdy z nich ma swoje specyficzne barwy i wyróżniające elementy, to oprawa Hyper Light Drifter jest bardzo spójna. Jeśli więc to co widzisz na trailerach i skrinszotach komuś nie odpowiada, powinien sobie grę odpuścić, bo dalej będzie tylko więcej tego samego. Ale jeśli kogoś uwiodła ta stylistyka, to może przygotować się na prawdziwą ucztę dla oczu.Kolejny punkt to klimat, nastrój, atmosfera - ciężko to określić, ale pomimo umowności rozpikselowanej oprawy, Hyper Light Drifter potrafi wzbudzić emocje. Porastające roślinnością ruiny emanują melancholią, olbrzymie szczątki mniej lub bardziej zrozumiałych konstrukcji przywodzą na myśl dawno minione czasy, a pokasłującego krwią głównego bohatera czasami ma się ochotę przytulić. Poczucie obcowania z jakąś nieokreśloną tajemnicą z przeszłości, na gruzach cywilizacji dysponującej niezrozumiałą technologią, wrażenie zagłady i przemijania po niegdysiejszej wojnie lub kataklizmie jest sednem wrażeń płynących z obcowania ze światem gry.

Jeśli czytaliście powieści Bułyczowa, takie jak “Miasto na górze” czy “Dzikusy” (wydane również jako “Przełęcz. Osada”), czy Bacigalupiego (“Złomiarz”) lub Mitchella (środkowe opowiadanie w “Atlas Chmur”), albo komiksy, np. “Cesarstwo Tysiąca Planet” z cyklu o Valerianie i Laurelinie lub “Przebudzenie” Snydera - to wiecie mniej więcej czego się spodziwać. Więcej o inspiracjach w ramce obok.

Głównym nośnikiem tych wrażeń jest eksploracja, podobnie jak w Legend of Zelda, która jest jednym z dalekich pierwowzorów Hyper Light Drifter. W jednym z wywiadów Shigeru Miyamoto, twórca Zeldy, powiedział że tworząc grę opierał się na doświadczeniach z dzieciństwa - jako mały chłopiec zwiedzał dzikie zakątki w okolicach rodzinnego Kyoto, gdzie się wychował. Poprzez rozgrywkę chciał wzbudzić w graczach dziecięce uczucie zachwytu z odkrywania świata.

Kiedy byłem młodszy, podobne doznania wywoływały we mnie gry, które pozwalały zanurzyć się w wirtualnych uniwersach: Tir Na Nog na ZX Spectrum, Colorado, Targhan i inne tytuły od Silmarils na Amidze i PC, Betrayal at Krondor, którego współautorem był pisarz Raymond E. Feist, a w ostatnich latach - Dark Souls i Demon’s Souls od From Software. Hyper Light Drifter dołącza do tej listy, unikając zarazem łatki symulatora spaceru, a to z powodu walki.Alex Preston, twórca Hyper Light Drifter, przeszedł operację na otwartym sercu kiedy miał około roku. W wywiadzie dla RockPaperShotgun ujął to lakonicznie: “Miałem kilka dziur w sercu. Musieli je załatać.” Parę lat temu wszczepiono mu rozrusznik, co było konieczne by utrzymać go przy życiu. Dlatego też swoje studio Preston nazwał Heart Machine, a jednym z głównych motywów w fabule Hyper Light Drifter jest choroba głównego bohatera.Walka stanowi drugi filar rozgrywki w Hyper Light Drifter. Muszę tu uprzedzić, że jest ona dość trudna, zwłaszcza jeśli nie gra się na padzie. Jak we wspomnianym wyżej Dark Souls, trzeba uważnie obserwować przeciwników, uczyć się ich wzorów zachowań i nie rzucać na hurra w wir walki, bo skończy się to sromotną porażką. Podobnie jest też w przypadku bossów, którzy wymagać będą nie lada cierpliwości i sprawności manualnej. Choć poziom trudności jest wysoki, to nie jest nie do pokonania i z czasem można opanować triki, kombinacje i niecne sztuczki kolejnych wrogów. Pomaga w tym świetny design: walka jest płynna, pojedynki szybkie, a poczucie dumy z przezwyciężenia chmary przeciwników lub wielkiego stwora olbrzymie.Po części za nastrój Hyper Light Drifter odpowiada też udźwiękowienie. Muzykę do gry skomponował artysta o pseudonimie Disasterpeace, czyli Rich Vreeland, autor między innymi muzyki z Fez (nota bene całkiem podobnej), Rescue the Beagles czy Cat Astro Phi. Klimatyczne chiptune’owe melodie doskonale wpisują się w estetykę gry stylizowaną na retro i pomagają zbudować melancholijną atmosferę.Od wczesnej młodości, spędzonej w znacznej mierze w szpitalach, Alex wyobrażał sobie grę, która połączyłaby w jedno najlepsze elementy Diablo i The Legend of Zelda: A Link to the Past.

Dopiero niedawno znalazł siłę i motywację, by ją stworzyć - i tak powstał Hyper Light Drifter. Poza tymi dwoma tytułami Preston wspominał też o Far Cry 2 w kontekście choroby protagonisty, oraz pozbawionych tekstu grach z czasów SNESa, będących odpowiednikiem niemego kina (stąd opowiedziana bez jednego słowa fabuła).

Współtworzy ją też fakt, że fabuła w Hyper Light Drifter pozbawiona jest choćby jednego słowa. Wszystkie opowieści i interakcje podawane są za pomocą animacji, ruchomych obrazków bądź umownych symboli. Podobnie jak w Fez czy Journey, interpretację i sens wydarzeń gracz musi dopowiedzieć sobie sam. Nie przeczyta fragmentów książki i nie wysłucha dialogów, łopatologicznie tłumaczących historię świata i pochodzenie głównego bohatera. Odkrywa się je poprzez eksplorację ruin, uważne rozglądanie, jeden czy drugi animowany przerywnik - i odrobinę własnych refleksji. Trochę przypomina to rekonstrukcję minionych wydarzeń w Dark Souls, tyle że bez grama tekstu.Do tego dochodzą jeszcze komiksy, zarówno japońskie, jak i amerykańskie: od “Akira” i mangi Masamune Shirowa, po Deadpoola i Uncanny X-Men. Jako źródło inspiracji Alex wymienił trównież produkcje ze Studia Ghibli, takie jak “Laputa - podniebny zamek” i “Nausicaä z doliny wiatru”. “To jeden z moich ulubionych filmów wszechczasów” - powiedział. “Filmy Miyazakiego nauczyły mnie, że piękna animacja i projekty dodają życia światu.” Poza porastającymi roślinnością robotami z Laputy i górującymi nad krajobrazem wojownikami ze świata Nauzyki, humanoidalne biomechaniczne stwory z Hyper Light Drifter przywodzą na myśl Anioły z “Neon Genesis Evangelion”. To nie przypadek - łączy je bowiem postać Hideakiego Anno, animatora i reżysera, który pracował nad “Nausicą” i “Evangelionem”.Jeśli idzie o technikalia, to grę testowałem na PC podłączonym do różnych ekranów i moim zdaniem lepiej wygląda w miniaturze - wielkie piksele na dużym telewizorze nie każdemu się spodobają, ale już na monitorze niewielkiego laptopa wyglądały świetnie. Zaraz po włączeniu Hyper Light Drifter sugeruje, że najlepiej gra się weń używając pada. Ja tę sugestię popieram: domyślna pecetowa kombinacja klawiatury i myszy jest zdecydowanie niewygodna i, co gorsza, nieoptymalna. Znacznie łatwiej gra się na padzie, tym bardziej że bladawy kursor myszy często niknie wśród innych elementów wizualnych (śnieg, szum, etc.), co w ferworze walki powoduje, że bohater przeskakuje nie tam gdzie byśmy chcieli. Dla porównania, dobrym punktem odniesienia może być Hotline Miami - tam również pad był lepszą opcją, ale klawiaturą i myszą dało się grać.Osobiście sądzę, że najlepszą platformą dla Hyper Light Drifter okaże się PS Vita: mały ekranik o żywych barwach dwie gałki do sterowania plus możliwość interakcji za pomocą dotyku plus przenośność będą kombinacją ciężką do pobicia.Hyper Light Drifter jest rzadkim przypadkiem gry powstałej nie na podstawie korporacyjnych exceli czy chłodnej kalkulacji zawodowca, ale wizją jednego człowieka, Aleksa Prestona, który włożył w nią serce i niebagatelną sumę ponad pół miliona dolarów (wpłaconą przez tysiące wspierających na Kickstarterze). Jest trudna i wymaga nielichej zręczności, ale odpłaca za to wrażeniami, klimatem i poczuciem dumy z pokonania piętrzących się przed graczem wyzwań. Jeśli tylko nie odstręcza Was pixel art lub poziom trudności, to zdecydowanie warto zwiedzić świat Hyper Light Drifter.Więcej o naszym systemie ocen.Platformy: PC,

Producent: Heart Machine

Data premiery: 31 marca 2016 (PC)

PEGI: na razie nie ma

Wymagania: 1,2 Ghz, 4GB RAM, karta graficzna 512MB

Screeny pochodzą od producenta.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (17)