Furi - recenzja. Gdyby Afro Samurai powstał w latach osiemdziesiątych

Furi - recenzja. Gdyby Afro Samurai powstał w latach osiemdziesiątych

Furi - recenzja. Gdyby Afro Samurai powstał w latach osiemdziesiątych
Adam Piechota
11.07.2016 12:59, aktualizacja: 12.07.2016 11:29

Najlepszy konsolowy tytuł, jaki można dostać za darmo na te wakacje.

Wyobraź sobie, że surfujesz na kasecie VHS przez wzburzony ocean reklam z lat osiemdziesiątych. Schodzisz z taśmy i zanurzasz stopę w żarze neonowego piasku. Po plaży biegają dinozaury. Nieopodal przejeżdża Ferrari. Noc jeszcze młoda. Gram białego proszku i wyciągasz katanę. Jesteś cyber-samurajem. Nikt Ci nie może podskoczyć. Zabij… wszystkich.Ach. Może i nie mam prawa pamiętać popkultury lat osiemdziesiątych z autopsji, jednak moje dzieciństwo byłą nią bezwzględnie naznaczone. Moje oczy zostały wystawione na cały stos filmów oglądanych na poczciwym wideo. Dlatego z radością przyjmuję każdą grę, która kontynuuje tę specyficzną modę „ożywiania” kinematografii klasy D tamtej dekady. Far Cry: Blood Dragon (i teraz jego własne Trialsy), Hotline Miami, OutDrive. Wszystkie mają wspólny mianownik – kicz lat osiemdziesiątych podniesiony do potęgi.W tym ciągu postawiłbym teraz również Furi. Bo zapewniam Was, za chwilę przeczytacie wszędzie o tej grze, że to „nowe Dark Souls”. Aż flaki mi się już wywracają na samą myśl. Najwyraźniej branża przyjęła, że żaden tytuł nie może już być trudny i nie inspirować się serią Miyazakiego. Nie, moi drodzy. To gra pełna neonów, retrowave’owej muzyki, przejaskrawionych postaci i zagrywek rodem z Davida Lyncha. Zaintrygowani? Słusznie. To, że posiadacze abonamentu Sony zagrają w nią za darmo – wcale nie oznacza, że należy ją lekceważyć.Pierwsza poważna produkcja studia The Game Bakers tajemnicę traktuje jak swoje paliwo. Główny bohater-niemowa, nazywany przez wszystkich po prostu Nieznajomym, budzi się w celi wielowymiarowego więzienia. Ma być tutaj torturowany do końca czasu. A właściwie miał, bowiem z łańcuchów ściąga go mężczyzna w masce królika, proponując wspólną ucieczkę. Niestety, jest tylko jedna droga do wolności. I przetną ją strażnicy, których specjalnie przygotowywano na tę okazję.

Kim jest, a właściwie był główny bohater? Dlaczego go zamknięto i co oznacza jego ucieczka? Jakie są prawdziwe intencje gościa z króliczą maską? Kto stworzył to więzienie? Kim są ci wszyscy charakterystyczni strażnicy? I czy ta ścieżka dźwiękowa może być jeszcze lepsza? Furi szczędzi graczom odpowiedzi. Rozwiązanie będzie nie mniej enigmatyczne od rozpoczęcia. Jak w wielu kultowych anime, chodzi o to, by skupić na wrażeniu tymczasowym – unikalnej mieszance klimatu, dźwięku i obrazu. Być jak gąbka.A w dodatku wykazać się diabelską wręcz zręcznością. W swoim systemie walki Furi zamyka aż dwa gatunki. Gdy trzymamy dystans od przeciwnika, gramy tak naprawdę w arcade’ową strzelankę na dwie gałki analogowe (jak Geometry Wars). Ale jeśli nas dogoni, wszystko zamienia się w uproszczoną wersję jakiegoś slashera z kataną w roli głównej, bazującą głównie na naszym refleksie. Wymierzone blokowanie to jedyny sposób odzyskania odrobiny energii. Takie połączenie sprawdza się w ruchu o wiele lepiej, niż moglibyście sobie wyobrazić.Naprawdę trudno mi sobie przypomnieć, czy od czasów Shadow of the Colossus grałem w równie charakterystyczną produkcję, która składała się wyłącznie z bossów. A skoro „trudno”, to najprawdopodobniej nie. Dlatego Furi zdobywa piękne wyróżnienie. Krucjata Nieznajomego jest prosta – od walki do walki prowadzą wyłącznie krótkie korytarze, które mają szkicować fabularne tło. Właściwie aż byłem zdziwiony, że ktoś każe mi podczas nich kontrolować postać. Jak się okazało, nie każe, bo jednym klawiszem można przełączyć się na autopilota i delektować piękną muzyką. Jej przykład znajdziecie po lewej.Poszczególne starcia były zaplanowane z wielkim przywiązaniem do detali, dzięki którym pozostają w głowie na długo. Ekipa tutejszych bossów spokojnie mogłaby pojawić się w którymś ze starszych Metal Gear Solid. Kontrolujący czas dziadyga, kobieta z neonowymi skrzydłami, z którą pojedynek toczymy w przestworzach, radioaktywny świr potrafiący się klonować, niewidzialna fanatyczka elektronicznych gadżetów, honorowy rycerz – wszyscy wizualnie dopieszczeni, każdy z tym pierwiastkiem wyjątkowości, jaki sprawia, że czasem jedno przejście gry pozostawia niedosyt w środku.Uważajcie jednak, ponieważ Furi nie odda Wam swojej zawartości za nic. To bardzo wymagająca pozycja, nawet na podstawowym poziomie trudności. Zmniejszenie go po prostu zepsuje zabawę – zobaczycie wtedy może z 30% każdego przeciwnika. Nie, jedynym rozwiązaniem jest zaciśnięcie zębów i próbowanie do skutku. Walki bywają bardzo długie, ciągną się przez kilka odmiennych etapów i często dopiero po dziesięciu minutach sieczki stawiają przed najtrudniejszym momentem. Niestety, jest jeden boss, z którym zwyczajnie przegięli w Game Bakers. Zatrzymałem się tam na kilka godzin i wygrywając nie odczułem już żadnej satysfakcji.

Wyjątkowo udane w Furi jest jeszcze budowanie narracji w trakcie walki. Każdy pasek energii przeciwnika nie tylko zmienia metody potrzebne do wygranej, ale również popycha wątek tej postaci odrobinę do przodu. Zmienia się arena, narasta oprawa dźwiękowa i czujesz, jak gdybyś prowadził nie jedną potyczkę z gościem, którego pierwszy raz widzisz na oczy, a dopadł wreszcie tego nieznośnego subbossa, co przeszkadzał Ci przez pół gry. Dodajmy do tego moralną niejednoznaczność całej przygody, ponieważ szybko rozumiesz, że zostałeś zamknięty w więzieniu z bardzo ważnego powodu. Furi jest zaskakująco angażujące na poziomie emocjonalnym.Retro wave. Czy to pojęcie przyprawia Was o dreszcze? Jeśli tak, a na Waszych domówkach pomiędzy codziennymi hitami lecą również utwory ze ścieżki dźwiękowej do Hotline Miami, prezentuję Wasz nowy ulubiony tytuł. W grze usłyszymy fantastyczne kawałki od wielu popularnych w tym nurcie artystów. Carpenter Brut, The Toxic Avenger, Scattle, Kn1ght – ile razy popełniłem specjalnie błąd podczas walki, żeby móc dłużej napawać się jakimś motywem, trudno mi zliczyć.Pierwsze przejście Furi to wyzwanie na kilka godzin. Jeżeli uda Wam się zobaczyć napisy końcowe, odblokujecie wyższy poziom trudności (masakra, uwierzcie) oraz tryb speedrunowy. Jedno z osiągnięć zakłada zaliczenie całości w półtorej godziny. I chyba się z tym zmierzę. Mam zamiar wracać do Furi regularnie. Mało tego, przewiduję, że tytuł znajdzie spore grono oddanych fanatyków, którzy nie pozwolą mu umrzeć w odmętach przeszłości.

Platformy: PS4, PC

Producent: The Game Bakers

Wydawca: The Game Bakers

Data premiery: 05.07.2016 r.

PEGI: 16

Wymagania: Intel Core i3 / AMD Phenom II X4 ; 4 GB RAM; GeForce GTX 650 / AMD R7 250 (1GB VRAM min) (dla 720p 60FPS)

Graliśmy na PS4. Obrazki pochodzą od redakcji.

To także fajny dowód na to, że czasem gierki z Plusa wynagradzają obowiązek płacenia za granie po kablu. Singlowy Rocket League, jeśli wolicie. Ulubiona sytuacja każdej osoby z branży – gra znikąd, która podbija serca na całym świecie. Chociaż trzeba wspomnieć, że wersja konsolowa poza walkami lubi bardzo brzydko chrupnąć (wersja pecetowa jest wolna od tego problemu, według tego, co widzę na Youtubie), nawet pomimo oprawy z kategorii „jestem dumna, że jestem indie”. Ale spokojnie. Klimat i bossowie Wam to zrekompensują.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)