Dlaczego wydawcy nie chcą zgodzić się na dodatkowe wynagrodzenie aktorów głosowych?

Dlaczego wydawcy nie chcą zgodzić się na dodatkowe wynagrodzenie aktorów głosowych?

Dlaczego wydawcy nie chcą zgodzić się na dodatkowe wynagrodzenie aktorów głosowych?
Bartosz Stodolny
24.02.2017 12:20

Odpowiedź jest prosta - bo inni też by chcieli.

Strajk zrzeszonych w związku SAG-AFTRA aktorów jakby trochę przycichł, ale nie oznacza to, że udało się wypracować porozumienie. A choć ostatnimi czasu nie było zbyt głośno o kolejnych akcjach, 2 lutego miała miejsce największa jak dotąd pikieta, w której udział wzięło – jeśli wierzyć informacjom na stronie związku – ponad 500 osób zrzeszonych nie tylko w SAG-AFTRA, ale też w innych, podobnych organizacjach.

Mimo iż w większości postulatów udało się wypracować kompromisy, kością niezgody są pieniądze. Związek domaga się wypłacania aktorom tantiem za każde kolejne dwa miliony sprzedanych egzemplarzy gry, aż do ośmiu milionów kopii. Pracodawcy zaoferowali w zamian jednorazowe podniesienie stawek o 9 procent, co według nich wyjdzie aktorom na to samo, ale negocjatorzy SAG-AFTRA nie chcą iść tutaj na żadne ustępstwa.

Okej, niech będzie. Jak ktoś nie potrafi sam wynegocjować sobie warunków zatrudnienia, zapisuje się do związku zawodowego, którego świętym prawem jest strajk. Bo jak widzimy już od ponad 100 dni, nic tak nie wpływa na wielkie korporacje, jak nieprzyjście do pracy. Dlaczego jednak wydawcy są tak niechętni tantiemom dla aktorów? Tym bardziej, że – jak sami mówią – to jedynie promil wszystkich osób biorących udział w tworzeniu gry.

Odpowiedź jest bardzo prosta i logiczna, zresztą potwierdzają ją wszyscy zainteresowani, a najlepiej brzmi, jeśli ubrać ją w słowa Tommy’ego Tallarico, od lat związanego z branżą kompozytora, współtwórcy między innymi koncertów Video Games Live:

Dalej dodaje:

Jasne, to dzięki Eliasowi Toufexisowi i Jennifer Hale nasi ulubieni bohaterowie mają głosy i charaktery, ich praca jest ciężka, tego nie podważam, ale to scenarzysta napisał kwestie, grafik zaprojektował postać i jej ubiór, animator wprawił ją w ruch, a programista dopilnował, żeby w kodzie wszystko się zgadzało.

Praca aktora to w porywach kilkadziesiąt godzin nagrań, przy czym jedna sesja może trwać maksymalnie cztery godziny. Reszta ekipy poświęca setki, często tysiące godzin swojego życia, by gra powstała. Niejednokrotnie zaniedbując życie osobiste, pracując w weekendy i tak dalej. Dlaczego oni nie mieliby dostawać dodatkowych pieniędzy, jeśli gra sprzedawałaby się dobrze?

Przede wszystkim dlatego, że nie ma czegoś takiego jak „związek zawodowy programistów”. Międzynarodowe Stowarzyszenie Twórców Gier (IGDA) przeprowadziło w 2014 roku ankietę, z której co prawda wynika, że 55 procent twórców byłoby przychylnych zrzeszeniu się w związku zawodowym, ale sami jej autorzy przyznają, że to mało prawdopodobne.

To już słowa Kate Edwards, dyrektor zarządzającej IGDA, która dodaje, że w 2015 roku 62 procent deweloperów podało „crunch”, czyli nadgodziny, jako stały element ich pracy. Może zatem warto się zrzeszyć i „zawalczyć o swoje”?

Pomijając sytuacje patologiczne, bo te oczywiście zdarzają się po obu stronach barykady, uważam że po to są rozmowy kwalifikacyjne i inne spotkania przed podjęciem pracy, żeby samemu wynegocjować sobie pasujące warunki zatrudnienia. O tym, jak w danej branży się pracuje, też łatwo się przekonać czy to na okresie próbnym, czy zasięgając opinii innych osób.

Nigdzie też nie jest powiedziane, że zawsze będzie różowo. Rozumiem, że czasy się zmieniają i to, co obowiązywało lata temu nie musi być atrakcyjne dziś. Dlatego się rozmawia, ale jeśli negocjacje nie przynoszą skutku, trzeba zastanowić się nad przebranżowieniem.

Bartosz Stodolny

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)