Cztery na pięć: Krótka historia pewnej lodówki

Cztery na pięć: Krótka historia pewnej lodówki

Cztery na pięć: Krótka historia pewnej lodówki
Paweł Olszewski
09.07.2016 08:09

Idź do marketingu, idź, będziesz… jeździł po wysypiskach śmieci i mył stare lodówki. Tego nie powiedzą wam na żadnej rozmowie o pracę, czyli krótka historia o tym, ja branżowe eventy wyglądają "od kuchni".

Możecie tego nie wiedzieć, ale zmieniłem miejsce pracy. W maju dołączyłem do CDP.pl, oficjalnie jako człowiek od PR-u, a nieoficjalnie - tj., przez pierwszy miesiąc, dopóki nie ujawniliśmy tego projektu - jako osoba odpowiedzialna za szeroko pojętą promocję w Klabaterze. Jeszcze o nas nie słyszeliście? To niedobrze, nie mówcie moim przełożonym!

Klabatera oficjalnie ujawniliśmy i zaprezentowaliśmy na warszawskim festiwalu Pixel Heaven, który odbył się na początku czerwca. Pierwszy miesiąc w pracy zajęły mi głównie przygotowania do tego wydarzenia, a jednym z wyzwań było wymyślenie i stworzenie stoiska, na którym prezentowane miały być wydawane przez nas gry: Symmetry, Regalia: Of Men and Monarchs i Alice VR. Warunki były dość nietypowe, bo Pixel Heaven odbywało się w tym roku w mocno już podniszczonej, prawie zabytkowej zajezdni autobusowej na Marymoncie. No ale dobrze, tu damy bannerek, tu plakat, tu jakiś stand…

Jedna z naszych gier, Symmetry, jest ciągle na wczesnym etapie produkcji. Nie dysponowaliśmy więc przesadnie dużą ilością materiałów promocyjnych, które moglibyśmy wykorzystać. Jak sobie w takich sytuacjach radzić? Ano, najlepiej wymyślić coś niestandardowego. I ja na taki genialny - jak mi się wtedy wydawało - pomysł wpadłem.

Wszystko zaczęło się od jednego ze stworzonych przez twórców plakatów, na którym znajduje się zakrwawiona lodówka. Symmetry opowiada o rozbitkach na obcej planecie, którzy starają się przeżyć w ekstremalnych, mroźnych warunkach. Łatwo nie jest, a brak żywności to jeden z podstawowych problemów - w razie czego posiłkować się (pun intended) można także niektórymi z członków załogi. Mówiąc prościej, tak, można ich zjeść. Stąd ociekająca krwią lodówa.

Genialny spec od promocji - czyt. ja - wpada w takiej sytuacji na jedyny możliwy pomysł: postawimy na stanowisku prawdziwą lodówkę! I okleimy ją magnesami na lodówkę z lodówką! A na górze powiesimy plakat z lodówką! Incepcja zawsze robi wrażenie, czy nie?

Skąd wziąć starą lodówkę? Zacząłem od Facebooka i niezwykłej grupy “Uwaga, śmieciarka jedzie”, gdzie można nie tylko znaleźć zdjęcia warszawskich śmietników z wypisaną meblową zawartością (zdziwilibyście się, ilu jest amatorów takich antyków), ale też zapytać o konkretne starocie. Zapytałem więc: szukam starej lodówki. Może nie działać. Ku mojemu zaskoczeniu odzew był natychmiastowy - dzień po umieszczeniu ogłoszenia zwiedziłem dwa śmietniki - na jednym już nic nie było, na drugim, pod blokiem na warszawskiej Pradze, była, stała, ONA. Niestety z urwanymi rączkami i w fatalnym stanie:

Obraz

W międzyczasie pod wrzuconym przeze mnie zapytaniem na prywatnym już fejsie pojawiła się sugestia: sprawdź na elektrośmieciach (dzięki, Aga!). Jak mogłem sam na to nie wpaść, tego nie wiem, ale owszem, sprawdziłem. Kilka telefonów później byłem już ekspertem. Czy wiecie, że w Grodzisku Mazowieckim - to całkiem niedaleko Warszawy - znajduje się skład elektrośmieci, który specjalizuje się w lodówkach (oraz pralkach)? A gdybyście potrzebowali kserokopiarek albo klimatyzatorów, to odpowiednie wysypisko znajdziecie całkiem niedaleko siedziby CDP, też polecam, pani po drugiej stronie telefonu była niezwykle pomocna.

Po szybkim upewnieniu się, że aby na pewno dobrze trafiłem, ruszyliśmy po towar (“Proszę przyjeżdżać, mamy dwa tysiące lodówek na stanie, codziennie trzysta utylizujemy, codziennie wjeżdża trzysta nowych”. Dwa. Tysiące. Tysiące!). Pomijając dość wstydliwy moment, gdy Google Maps nas oszukało i wylądowaliśmy z również pracującym nad Klabaterem Kubą Wójcikiem dosłownie w polu, trafiliśmy do RAJU. Trochę śmierdział i panował w nim potworny chaos i hałas, ale owszem, był rajem, rajem pełnym starych chłodziarek. Niewiele myśląc, poprosiłem o coś takiego jak na plakacie Symmetry.

Obraz

- Takich to nie będzie - usłyszałem. - Nowe lodówki dwudrzwiowe utylizujemy od razu, i nic teraz nie mamy, a ze staroci to takich modeli w Polsce nie było.

Wzięliśmy się więc do szukania czegoś innego, co też by się nadało, a nuż coś się znajdzie. No i była, owszem, była, jedna, co prawda jednodrzwiowa, ale wielka i z zamrażalnikiem na górze, jak na materiale referencyjnym. Tylko drzwi nie miała.

- Nieee, gdzie ja to panu teraz tu znajdę, nie ma szans.

Nie mam niestety zdjęć z grodziskiego wysypiska - fotografowanie go było ostatnią rzeczą, o której wtedy myślałem i nie sądziłem, że kiedyś napiszę o tym tekst - ale musicie mi uwierzyć, że tych szans faktycznie nie było. W ogóle na mało co były. Postawmy sprawę jasno, nie zwiedzaliśmy magazynu starych chłodziarek, które dumnie prężyłyby się pod ścianami, czyste i gotowe do zabrania do nowego domu, ale wysypisko śmieci, gdzie stare lodówy walały się gdziebądź, wszędzie i nigdzie, rozwalone, zdeptane, zniszczone, zapomniane, rozbebeszone - martwe. To nie było muzeum, to nawet nie był cmentarz, to była mogiła zbiorowa. I nic w niej nie przypominało okazu stworzonego przez autorów Symmetry.

- A spieszą się panowie? Bo za 5 minut przyjeżdża nowy transport, to może tam coś się znajdzie.

W sumie się nie spieszyliśmy. Poza tym nigdy nie widziałem ciężarówki pełnej antycznych chłodziarko-zamrażarek, więc choćby i dla takiego widoku miałem ochotę czekać, niechby to miało być ostatnie, co wyciągnę z całego tego wyjazdu. Nigdy też nie rozładowano wywrotki jakieś 5-10 metrów ode mnie. Pieczołowicie coś sprzątający tuż obok pracownik wysypiska nawet się nie przejął, gdy nie więcej niż półtora metra od nas z hukiem walnęły w ziemię martwe stosy zepsutego AGD - ja, przyznaję, zadrżałem. Szczęśliwie nic nas nie przygniotło.

Obraz

I to jeszcze nie był koniec szczęścia na dziś. Wśród nowych okazów znalazła się jedna przeogromna, dwudrzwiowa landara zupełnie jak na obrazku - sęk w tym, że była dla nas za duża. Po krótkich konsultacjach zdecydowaliśmy się na dwie mniejsze lodówki, które, jak je postawić obok i zamienić drzwiczki stronami, wyglądałyby noooo, jak cię mogę, prawie, prawie. Oceńcie sami na powyższym obrazku.

To ważne: w tym momencie powodzenie całej akcji nadal budziło moje poważne wątpliwości. Ale jak już w coś brnąć, to na całego.

Przewiezieniem chłodziarek do magazynu zajął się nieoceniony dział logistyki CDP (co najmniej kilka osób tego dnia otwierało oczy szeroko ze zdumienia), mi zaś zostało… umycie eksponatów. Bo były dość obrzydliwie brudne. Zająłem się tym kilka dni później, przy okazji odkrywając, że na Pixel Heaven lodówy będą musiały być bezwarunkowo zamknięte, bo w środku ŚMIERDZIAŁY nie do wytrzymania. Uwierzcie: ŚMIERDZIAŁY.

Nadal nie wygląda jak na obrazku? Upór: pamiętajcie, że upór jest ważny, gdy wymyślicie sobie jakiś totalnie bzdurny pomysł.

Upodobnieniem sprzętu do tego z gry zajęli się już jej twórcy, czyli studio Sleepless Clinic z Bielska-Białej. Rzuciliśmy do druku podesłane przez nich naklejki na folii samochodowej i stand na spienionym PCV, zabraliśmy to wszystko razem na teren Pixel Heaven i dzień przed imprezą zaczęliśmy składać.

Nie było łatwo. Ale… udało się, a efekt przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania:

Obraz

Jedyny minus: nie wszyscy odwiedzający stoisko od razu załapywali, że to prawdziwe lodówy, a nie makieta z kartonu. Ale jeśli już zauważali - ok, przyznaję, czasami się tym ordynarnie chwaliliśmy - to nie mogli uwierzyć (my też nie). Otwierali oczy ze zdumienia i, tak, część naprawdę chciała otworzyć też drzwi i przekonać się o prawdziwości eksponatów na własnym nosie. Moje obrazowe zachwalanie niezwykłego aromatu zdezelowanego AGD widocznie działało na wyobraźnię.

Na to jednak nie pozwalaliśmy, bo i tak nawąchaliśmy się tego smrodu wystarczająco - czuliśmy go za każdym razem, gdy sięgaliśmy po nożyczki albo taśmę klejącą. Bo wiecie, zrobiliśmy w środku mały magazyn. W końcu taka lodówa, nawet jak nie działa, nawet jak zniewala smrodem, to nadal może mieć tysiąc różnych zastosowań.

Quod erad demonstrandum.

Tomasz Kutera

Autor jest pracownikiem cdp.pl. Wcześniej przez wiele lat był redaktorem Polygamii.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)