Blade Runner 2049 - recenzja filmu. Piękno niedoskonałości

Blade Runner 2049 - recenzja filmu. Piękno niedoskonałości

Blade Runner 2049 - recenzja filmu. Piękno niedoskonałości
08.10.2017 13:01, aktualizacja: 09.10.2017 12:24

Nie wierzcie tym, którzy mówią, że Blade Runner 2049 to film doskonały.

To film, który ma problemy. Ma je dlatego, że nie jest tylko bezpieczną, zachowawczą kopią oryginału, jak wiele współczesnych sequeli hitów sprzed lat. Jest czymś oryginalnym, nowym i dlatego pod pewnymi względami będzie wzbudzał kontrowersje. I bardzo dobrze - Blade Runner musi trochę „uwierać”.Kontynuacja "Łowcy androidów" nigdy nie była dobrym pomysłem. Wiedział o tym jej reżyser, Denis Villeneuve, wiedział Ryan Gosling, który wciela się w niej w główną rolę, wiedział powracający Harrison Ford. Villeneuve powtarza zresztą w wywiadach, że kiedy pierwszy raz usłyszał o planach producenta, pomyślał: „Cóż za cudowny, fascynujący, zły pomysł”. A jednak jakoś się udało.Udało się chyba przede wszystkim dlatego, że Blade Runner 2049 nie próbuje odtworzyć oryginału, powtórzyć tego, co w nim wyszło, a wykorzystuje jego podstawy do opowiedzenia zupełnie nowej historii z nieco inaczej położonymi akcentami. Oczywiście odwołuje się do starego "Łowcy androidów", ale przede wszystkim koncepcyjnie, nie pod względem konstrukcji fabuły czy postaci. Po raz kolejny jest to więc historia o istocie człowieczeństwa, nieco rozszerzona przez wprowadzenie tematu sztucznej inteligencji i większemu niż w oryginale naciskowi na rolę wspomnień.To, co jest całkowicie nowe, to scenariusz. Przede wszystkim cieszy, że opowiadane wydarzenia mają sens. Widz rozumie, dlaczego świat przedstawiony zmienił się tak, jak się zmienił, co dzieje się z bohaterami, dlaczego fabuła toczy się tak, a nie inaczej. Nie ma tu tego uczucia obcowania z jakimś tanim, fanowskim dziełem bez pomysłu. Blade Runner 2049 potrafi też zaskoczyć, ale i bez tanich sztuczek czy wyciągania królika z kapelusza.Stąd trochę problem z pisaniem o tej historii. Chciałoby się wyjaśnić, dlaczego działa ona tak dobrze, ale wymagałoby to zdradzania jej szczegółów albo przynajmniej zarysu. A to taki film, że nie chce się przyszłemu widzowi mówić nawet drobnego detalu. Już w pierwszych 10 minutach robi coś tak sprytnego i ciekawego, że chce się powiedzieć pod nosem: „ej, dobre!”. Niby to sam początek, ale nie zdradzę, o co chodzi. Fajnie jest pozwolić zrobić to samemu reżyserowi.

Później jest jeszcze kilka innych zaskoczeń i niespodzianek. Nie wszystkie są może tak dobre, ale dzięki nim film ogląda się z faktycznym zainteresowaniem. Działa on bardzo dobrze na poziomie samego opowiadania historii. Widza autentycznie interesuje, co będzie dalej, pasjonuje go poznawanie kolejnych wydarzeń. Scenariusz to obok zdjęć największa siła tego filmu.Bo oczywiście zdjęcia są tak dobre, jak wszyscy mówią. Blade Runner 2049 to uczta dla oczu, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Wygląda też przy okazji odpowiednio brudno i autentycznie - nie ma tu tej sztuczności czy sterylności, która pojawia się przy nadużywaniu przez twórców efektów komputerowych.

A problemy? Jest ich kilka. W paru miejscach film Villeneuve’a popełnia błąd, za który krytykowana jest pierwsza wersja oryginalnego Blade Runnera. Wydaje się tak bardzo obawiać, że widz może czegoś nie zrozumieć w natłoku informacji, że zaczyna ustami bohaterów wykładać mu wszystko kawa na ławę. Ni z tego, ni z owego tłumaczą oni sobie zawiłości sprawy, pojawia się tu nawet monolog niemal jak z Jamesa Bonda, w którym czarny charakter obwieszcza w szczegółach swój złowrogi plan. Widz mógłby się tego wszystkiego domyślić sam.Jared Leto, wcielający się w szefa firmy, tworzącej nowych replikantów, jest zresztą fatalny przez cały film. Jego przerysowany, komiksowy złoczyńca w ogóle nie pasuje do reszty. Pojawia się może w dwóch czy trzech scenach i są to zdecydowanie najgorsze fragmenty całości. Szkoda, bo reszta obsady, z Ryanem Goslingiem na czele, robi tu fenomenalną robotę. Harrison Ford nie jest jedynie rekwizytem, jak w "Przebudzeniu mocy", a postacią z krwi i kości. Świetnie widzieć go w końcu w tak dobrej zawodowej formie.Jest też tego nowego Blade Runnera strasznie dużo. Nie chodzi nawet o długość (prawie 3 godziny), ale o liczbę wątków, tematów, motywów, za które się chwyta. Być może skorzystałby na odrobinie umiaru ze strony reżysera. Ale też jest dzięki temu monumentalny. Pod jego koniec widz czuję, że przeszedł z jego bohaterami długą drogę i w znakomitej większości było warto.Wszystkie niedoskonałości i wady Blade Runnera 2049 w pewnym sensie dodają mu jakości. Bo pokazują, że reżyser chciał zrobić film „jakiś”, nie jedynie postawić ołtarzyk oryginałowi. Nie bał się zrobić pewnych rzeczy po swojemu, spróbować czegoś nowego. I nawet jeżeli nie zawsze to działa, to nadaje filmowi tak potrzebnego charakteru.

A kiedy przychodzi mu się zmierzyć z oryginałem w kluczowym miejscu - w samym zakończeniu, które siłą rzeczy będzie musiało być porównywane do słynnego finału pierwowzoru - to robi to w najlepszy możliwy sposób. Wychodząc z kina trudno nie pokiwać głową z uznaniem.Dominik Gąska

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)