Assassin's Creed 3 - recenzja

Assassin's Creed 3 - recenzja

Assassin's Creed 3 - recenzja
marcindmjqtx
30.10.2012 17:00, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Pierwsza część "Assassin's Creed" zachwycała ogromnymi, żyjącymi miastami, ale zawodziła pod względem rozgrywki. Druga była rewolucją i na dobre wypromowała potęgę tej marki. "Brotherhood" pokazało, jak umiejętnie rozwinąć dobre pomysły, a "Revelations", choć było trochę odgrzewanym kotletem, ciągle bawiło. Przyszedł czas na "Assassin's Creed 3" i...

Rewolucja bez rewelacji Ocena: 4/5 - Warto Znajdzie tysiące fanów na całym świecie, zachwyci niejednego gracza. Ale do ideału jej jednak bardzo daleko.

...i tym razem obyło się już bez rewolucji. Jeśli ktoś spodziewał się podobnego skoku jakościowego jak między pierwszą a drugą częścią, to niestety srogo się zawiedzie. "Assassin's Creed 3" jest niewątpliwie dobrą - bardzo dobrą - grą, ale do ideału brakuje jej jednak wiele. W zasadzie należy oczekiwać tego samego co w poprzednich odsłonach, zarówno jeśli chodzi o zalety, jak i o wady.

To więc gra z ogromnym - przeogromnym! - otwartym światem. Tym razem twórcy rzucają graczy w czasy rewolucji amerykańskiej, w związku z czym mniejsze znaczenie odgrywają miasta (Boston i Nowy Jork), dodano za to wiele nowych opcji na "pograniczu", a więc w terenach leśno-górsko-wiejskich. Można więc wspinać się po drzewach i klifach, co faktycznie, zgodnie z zapowiedziami, jest podobnie intuicyjne jak w przypadku budynków. Można też polować na zwierzęta, choć to akurat strasznie zawodzi. Mimo że w grze obecne są pułapki i przynęty, najprościej po prostu biec przed siebie i dopadać uciekających roślinożerców, którzy akurat zatną się na jakimś kamieniu czy drzewie. A drapieżnicy? Niestety, walka z nimi to odgrywanie zawsze takiej samej sekwencji QTE - najpierw należy nacisnąć kółko (w wersji PS3), a potem jeden z pozostałych głównych przycisków pada. Jeśli zwierz jest większy, czynność należy powtórzyć. Czasami dwa albo trzy razy. Bawi to przez jakieś pięć pierwszych podejść, później już tylko denerwuje. Szkoda - swego czasu "Red Dead Redemption" pokazało, że zwierzęta w grze mogą być wyzwaniem. W "Assassin's Creed 3" na widok niedźwiedzia się ucieka, ale nie ze strachu, ale po to, by ominąć kolejne nudne QTE.

A miasta? Po ogłoszeniu, że gra będzie się rozgrywać w czasach rewolucji amerykańskiej, wielu obawiało się, że "nie będzie się na co wspinać", z uwagi na to, że Boston i Nowy Jork w tamtych czasach nie były specjalnie rozwinięte. Autorzy zarzekali się, że tak nie będzie, ale... jednak tak jest. Budynki może i nie są niższe (choć brakuje trochę wielkich, monumentalnych budowli), ale zabudowa jest dużo rzadsza. Przez to zagubił się gdzieś element, który wprowadzono w "Assassin's Creed 2" - tam bieganie po dachach było swego rodzaju torem na orientację, minigrą w wyszukiwanie odpowiedniej ścieżki. W trzeciej części po budynkach się praktycznie nie biega. Raz, że nie ma takiej potrzeby - poruszanie się szerokimi ulicami jest dużo prostsze i szybsze. Dwa, że dużo mniej jest misji, w których byłoby to wymagane. Zresztą - w ogóle o wiele mniej etapów rozgrywa się w mieście, więcej czasu spędzamy na terenach otwartych. W związku z tym i wielkością świata "Assassin's Creed 3" z "gry o wspinaniu" zmieniło się trochę w "grę o bieganiu" - często odległości, które trzeba pokonać, są ogromne, a że mechanika jazdy konno jest tragiczna, zwłaszcza na pograniczu, gdzie co chwilę wpada się na jakieś kamienie (czyt. przeszkody nie do pokonania), to najlepiej poruszać się na własnych nogach. Takie przemieszczanie się z miejsca na miejsca zajmuje chyba najwięcej czasu w grze, nawet biorąc pod uwagę system szybkiej podróży. (Dowcip: przypomina mi to trochę "GTA: San Andreas", gdzie też spędzało się mnóstwo czasu na podróżowaniu. Może gdyby w AC3 było radio samochodowe...)

O grzybach i barszczu Pytanie brzmi oczywiście - czy gra na tym straciła? Cóż - i tak, i nie. Na pewno zagubił się gdzieś trochę assassinowy duch znany z poprzednich części. Za to stała się jednak o wiele bardziej różnorodna. Zdecydowanie mniej jest misji, w których trzeba na przykład kogoś śledzić, a jeśli już się trafiają, to są o wiele bardziej dopracowane (poprawiono też mechanikę - teraz można przykleić się do rogu budynku i wyglądać zza niego, co ułatwia sprawę). Mniej jest żmudnego wspinania się na ogromniaste wieże (choć prywatnie akurat to lubiłem). Mniej jest wchodzenia w otwarty konflikt ze strażnikami, mniej jest pojedynków z grupami wrogów, mniej jest uciekania przed nimi. Trafiają się za to rzeczy inne, które autorzy wprowadzają tylko z okazji jakiejś misji - a to dowodzenie grupami strzelców, a to strzelanie z armaty (no dobra, to akurat już kiedyś widzieliśmy, ale teraz armata jest nowocześniejsza!), a to jeszcze coś innego. Zadania są bardzo różne i choć część z nich jest zbyt prosta, żmudna i nudna (dobiegnij tam i coś mi przynieś, ew. zabij po drodze dwóch strażników), to twórcom udało się coś niezwykłego - nie ma się wrażenia, że gra się w produkcję z określonymi mechanikami, które ciągle się powtarzają, ale że uczestniczy się w niezwykłej przygodzie, gdzie wszystko może się zdarzyć. Choć poszczególne zadania bywają średnio ciekawe, to spięte ze sobą, tworzą całość o perfekcyjnie obmyślonym tempie, która w dodatku nigdy nie nuży zbytnią powtarzalnością.

Niestety, nie ma róży bez kolców, a stare powiedzenie o grzybach i barszczu sprawdza się także w tym wypadku. Mam wrażenie, że twórcy chcieli do "Assassin's Creed 3" wsadzić tak dużo rozmaitych mechanik, że mało którą tak naprawdę dopracowali. Najlepszym przykładem jest wspomniane już polowanie na zwierzęta - można było to zrobić lepiej. Podobnie jest na przykład z gildią skrytobójców, która wprowadzona jest zupełnie na siłę. Tak jak w "Brotherhood" i "Revelations", tak i tu można wysyłać swoich uczniów na misje. Szkoda tylko, że do niczego się to nie przydaje - z ich pomocy można korzystać tylko w miastach, gdzie bywa się rzadko, poza tym gra jest i tak wystarczająco łatwa. Jeszcze jedno ułatwienie w rodzaju wyszkolonych podwładnych jest zupełnie zbędne. Zbędny jest też całkowicie system tworzenia przedmiotów i sprzedawania ich za pomocą rozsyłanych po świecie konwojów, dostępny w naszej posiadłości. Służy tylko zarabianiu pieniędzy, których i tak ma się raczej wystarczająco, jeśli okradnie się parę wszechobecnych skrzynek (a minigra z otwieraniem zamka wytrychem jest super!). Owszem, można co prawda w ten sposób zrobić parę ulepszeń dla bohatera - to akurat ciekawe rozwiązanie - ale nie ma ich zbyt dużo. Zresztą ja i tak to sobie odpuściłem. Jak wspominałem, dodatkowe ułatwienia są zbędne, a interfejs systemu tworzenia przedmiotów jest tak zły, że nie miałem najmniejszej ochoty się przez niego przebijać.

UWAGA - w grze znajduje się także tryb sieciowy, podobny do tego z poprzednich części. Ponieważ graliśmy przed premierą, nie mieliśmy możliwości porządnego przetestowania go. Naszym zdaniem to jednak osobny byt, który nie wpływa na ocenę całości. Poświęcony mu artykuł pojawi się po premierze, gdy już trochę pogramy.

Problem "zbyt dużej ilości grzybów w jednym barszczu" dotyka też samego głównego bohatera. Czego on nie ma! I toporek, i miecz, i łuk, i pistolet, i granaty dymne, i zatrute strzałki, i ukryte ostrza, i to, i tamto... Szkoda tylko, że więcej pary zamiast w tworzenie kolejnych gadżetów nie włożono w odświeżenie systemu walki. Twórcy zarzekali się, że go zmienią i że już nie będzie za prosto. O ile faktycznie jest inaczej, o tyle jednak trudniej jest tylko na początku, gdy do nowości trzeba się po prostu przyzwyczaić. Po tym czasie okazuje się, że nadal najskuteczniejszą taktyką jest kontrowanie zadawanych ciosów. Szkoda - tracą na tym wszelkie gadżety, których nie ma sensu używać, skoro wszystkie pojedynki można rozstrzygnąć na swoją korzyść zupełnie bez nich. To nie "Batman: Arkham City", gdzie każdą nową zabawkę wykorzystywało się wielokrotnie. Niby w poprzednich częściach serii było podobnie, ale można chyba było oczekiwać, że wreszcie zostanie to poprawione... Swoją drogą - zmieniono też interfejs wyboru uzbrojenia. Na gorszy. O jakieś sto razy (przede wszystkim - wytrąca z rozgrywki, szybkie wybranie czegoś w czasie walki to koszmar).

I tak, najtrudniejszym elementem gry staje się więc skradanie. Misje, gdzie trzeba pozostać niewykrytym, potrafią być wyzwaniem - i to bardzo miłe - nie jestem jednak do końca pewien, w jak dużym stopniu wynika to z tego, że są po prostu trudne, a jak z tego, że mechanika jest zwyczajnie niedorobiona. Nadal brakuje wskaźnika pokazującego, gdzie akurat patrzą strażnicy. Nadal od zauważenia bohatera do wszczęcia alarmu mija kilkanaście sekund, co pozwala przekraść się komuś przed oczami, byle tylko odpowiednio wcześnie schować się za rogiem. Najbardziej komiczne są zaś krzaki, w których może ukrywać się bohater - zwykle sięgają mu do kolan, góra do ud. On, skulony, wystaje ponad nie o jakieś kilkadziesiąt centymetrów, w biało-niebieskim, widocznym gołym okiem z jakiegoś kilometra stroju. Stojący metr od niego strażnicy i tak go nie widzą. Gracza - bolą zęby. Ja rozumiem, że to jest gra o gościu, który skacze ze stumetrowych wież do wozów z sianem i wychodzi z tego cało, ale są jednak jakieś granice...

W całym tym festiwalu zawodów, jakim przez pewien czas była dla mnie gra, jedno się twórcom udało w stu procentach. To walki na morzu. W tej części bohater dysponuje własnym statkiem i może w praktycznie dowolnym momencie wybrać się nim na jakąś misję. Po zapowiedziach spodziewałem się, że będzie to uproszczone, ale... tak nie jest. Statkiem kieruje się normalnie, za pomocą gałki pada, a że wszystko obserwuje się zza pleców postaci, która stoi za sterem, to przed sobą ma się cały okręt. Wrażenie ogromu, jakim się kieruje, jest wspaniałe, zwłaszcza, gdy pływa się w pobliżu wybrzeży, gdzie pełno jest niebezpiecznych kamieni. Podobnie znakomicie rozwiązano walkę. Jest prosta, ale wymaga cierpliwości, taktyki i zręczności. Misje morskie to też najtrudniejszy element gry - choć stają się prostsze, gdy parę razy ulepszy się statek. Ale że to naprawdę sporo kosztuje, to i zbieranie pieniędzy wreszcie ma jakiś sens.

Wolność i swoboda Ponarzekałem trochę na "Assassin's Creed 3", ale nie należy zapominać o najważniejszym - to gra z otwartym światem. Ogromna część opisanych rzeczy jest zupełnie dowolna. Nikt nie każe polować na zwierzęta (poza pierwszym razem, ale wtedy to jest jak najbardziej OK), nikt nie każe zbyt często walczyć z grupami wrogów, nikt nie każe trenować innych skrytobójców i tak dalej. Niewątpliwą zaletą jest to, że jeśli ktoś będzie się chciał w to zaangażować, to dostanie całe mnóstwo rzeczy do zrobienia. Są misje dla rozmaitych frakcji, są wyzwania, są setki (setki!!!) znajdziek do pozbierania, są forty do podbicia, są dzielnice do wyzwolenia, są pieniądze do zarobienia - i wreszcie jest także na co je wydać. Gra imponuje ilością zawartości i tym, jak ogromną i bogatą jest produkcją. Szkoda, że za ilością nie poszła trochę większa jakość poszczególnych elementów, ale i to trzeba docenić.

Paradoksalnie jednak ta rozległa produkcja może zyskać na potraktowaniu jej zupełnie liniowo i skupieniu się przede wszystkim na misjach głównego wątku. Fabuła, jak zawsze w przypadku serii, jest mocno zgrana  z wydarzeniami historycznymi, tym razem jednak twórcy przebili wszystko, co do tej pory prezentowali. Co chwilę obserwujemy jakieś ważne zdarzenia, co chwilę poznajemy sławne postaci. Losy Connora, głównego bohatera, są w to wszystko wplecione absolutnie perfekcyjnie, z pietyzmem godnym podziwu. Niesamowite jest też to, jak krwiste i pełnowymiarowe postaci stworzono. Jeśli Ezio był interesujący i wiarygodny, to bohater "Assassin's Creed 3" przebija go pod tym względem o kilka długości. Jest upartym Indianinem, który stara się przede wszystkim o dobro swojego ludu. Zostaje jednak wplątany w polityczną intrygę, której do końca nie rozumie - choć naprawdę ona też raczej go nie interesuje. Zaskakujące, że tu nie ma już podziału na "dobrych asasynów i złych templariuszy". Gra pełna jest odcieni szarości, a Connor miota się między Brytyjczykami a zwolennikami niepodległości Ameryki, wszędzie znajdując i przyjaciół, i wrogów. To smutna historia człowieka, który chciałby coś zmienić, ale nie do końca potrafi. Pełna jest wzruszeń, niejednoznacznych bohaterów i scen, które na długo zapadają w pamięć. Re-we-la-cja.

Warto też wspomnieć o jednym rodzaju misji pobocznych, które dostępne są w grze. Connor może bowiem rozwijać posiadłość skrytobójców i wioskę wokół niej. Kolejne zadania pozwalają sprowadzić do niej następnych mieszkańców, a potem poznać, jak ich losy się splatają. Nie da się ich nie lubić - są tam skłonni do bójki Irlandczycy, pierdołowaty Francuz, dobrotliwi Afroamerykanie i mnóstwo innych, świetnie wymyślonych bohaterów. Ich życie toczy się nieprędko, ale mają swoje problemy i wątpliwości, swoje chwile radości i smutku. Wszystkie je można przeżyć razem z nimi, zżywając się jednocześnie z tą maleńką społecznością. I choć te misje są zawsze banalnie proste, to wykonywałem je z przyjemnością. Choćby dla kolejnej scenki z górnikiem Norrisem, który fatalnie zakochał się w myśliwej Myriam. Ubisofcie, trafiłeś z tymi pobocznymi historiami prosto w moje miękkie serce.

Ciekawostka - pamiętacie ten obrazek? Dawno temu promował grę. W finalnej wersji nie ma możliwości pływania takimi małymi łódkami.

Oczywiście w najnowszej części jest także Desmond, który dzięki Animusowi "przeżywa" wspomnienia swojego przodka. Jest i obowiązkowa warstwa fabuły z końcem świata i cywilizacją, która była na Ziemi przed nami. Nie będę pisał o niej zbyt wiele, by uniknąć spoilerów (w ogóle ich unikam, jak być może zauważyliście), ale powiem tylko, że jej miłośnicy będą usatysfakcjonowani. Wreszcie dostaną konkretne odpowiedzi zamiast samych, kolejnych już, pytań. Ci, którzy tego elementu nie trawią, też nie powinni narzekać, bo nie zajmuje to zbyt wiele czasu na przestrzeni całej gry.

Czas na zmiany Od premiery pierwszej części "Assassin's Creed" minęło już dobrych pięć lat i... to widać. Choć silnik graficzny ewidentnie odświeżono, to jednak niektórych rzeczy nie udało się zatuszować. I tak, morze wygląda naprawdę perfekcyjnie, aż chce się na nie patrzeć, gdy płynie się statkiem. Dużo rzeczy jednak odbiega od dzisiejszych standardów. Mimika postaci jest momentami taka sobie, czasami zdarza się, że coś przenika przez tekstury (najczęściej włosy albo miecze), a drzewa i krzaki wyglądają chwilami wręcz tragicznie (spodziewajcie się ataku rozmazanych tekstur). Nie przeszkadzało mi to szczególnie w odbiorze samej gry, ale gołym okiem widać, że czas na większe zmiany. Bo choć w dalszym planie wszystko jest bardzo ładne, to na zbliżeniach czasami wyłażą rozmaite brzydactwa.

Gra niepozbawiona jest też błędów i dziwnych niedoróbek - powiedziałbym wręcz, że ma ich całkiem sporo. Parę razy zdarzyło mi się utknąć Connorem tak, że nie mogłem się nigdzie ruszyć, musiałem restartować grę. Parę razy "wypadłem poza tekstury" i zginąłem gdzieś w przerażającej pustce. Najbardziej denerwujące są jednak te błędy, które nie pozwalają ukończyć niektórych wyzwań. Jedno z nich zakłada na przykład, że upoluje się pięć zwierząt za pomocą przynęty i pułapki. Rozkładałem więc te drugie i rozsypywałem wokół te pierwsze. I choć schwytałem tak kilka zajęcy, gra nigdy nie policzyła ich na konto wspomnianego wyzwania. Tego typu problemów miałem więcej i było to bardzo irytujące - mam nadzieję, że szybko ukaże się odpowiednia łatka, bo takie rzeczy nie powinny mieć miejsca.

Werdykt Mam problem z "Assassin's Creed 3". Z jednej strony jestem trochę zawiedziony, bo gra nie jest lepsza od genialnego "Brotherhood", nie dokonała się tu żadna jakościowa rewolucja w porównaniu do poprzednich odsłon. Trochę zmieniły się proporcje - mniej jest wspinania, więcej biegania, a poszczególne misje są bardziej różnorodne. Sporo rzeczy odświeżono, niektóre na plus - przykładowo łatwiej teraz steruje się bohaterem w biegu - a niektóre na minus - choćby interfejs. Niektórych nie zmieniono praktycznie w ogóle - choćby systemu skradania, systemu walki (choć początkowo gra udanie oszukuje, że jest inaczej) czy marnej jazdy konno. Największą nowością okazały się starcia na morzu. To bardzo miłe zaskoczenie, ale w trakcie całej gry nie ma ich jednak za dużo...

Jeśli rok temu pisałem w recenzji, że "Revelations" to odgrzewany kotlet, to "Assassin's Creed 3" ciągle jest tym samym kotletem, tylko tym razem podlanym zupełnie innym sosem, z surówką ze świeżych warzyw i frytkami lepszej jakości. Jestem fanem tej serii i tak, jak dobrze bawiłem się przy starszych częściach, tak dobrze bawiłem się przy tej. Nawet gdy misje poboczne mnie już nużyły, coś pchało mnie do dalszego ich wykonywania. Nawet jeśli brakowało mi trochę większego nacisku położonego na wspinanie. Nawet jeśli brakowało mi większych wyzwań.

Nie sposób nie docenić tego, jak ogromną grą jest "Assassin's Creed 3". Nie sposób też nie zachwycić się fabułą z fenomenalnie podanym historycznym tłem i genialnymi postaciami. Losy Connora i rewolucji amerykańskiej potrafią wzruszyć i zachwycić. Znajdą na pewno tysiące fanów na całym świecie. Ale jeśli spodziewaliście się też rewolucji w świecie gier, produkcji, w którą każdy bez wyjątku musi zagrać, to tego się raczej nie doczekacie.

Ocena: 4/5 - Warto(Ocenę 4 otrzymują gry, które sprawiają sporą frajdę, ale brakuje im ostatecznych szlifów).

Tomasz Kutera

Data premiery: 31.11.2012 Deweloper: Ubisoft Wydawca: Ubisoft Dystrybutor: Ubisoft Poland PEGI: 18

Egzemplarz gry do recenzji dostarczył dystrybutor. Testowano na PlayStation 3.

Assassins Creed III (PS3)

  • Gatunek: akcja
  • Kategoria wiekowa: od 18 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)